W „Panoramie Rozmów” z Tomaszem Rożniatowskim, żołnierzem i sportowcem, dotykamy trudnych tematów, takich jak przeżycia z misji wojskowej w Afganistanie, walka z własnymi ograniczeniami oraz długa droga do odbudowania siebie po utracie ręki. Jutro premiera jego książki „Walkę mamy we krwi”, która powstała przy współpracy z muzykiem Dominikiem „Doniem” Grabowskim. To opowieść o pokonywaniu słabości, odwadze i pasji do sportu.
Łukasz Stasiak: Co było dla Pana największym wyzwaniem podczas misji w Afganistanie i jak ta misja wpłynęła na Pana życie?
Tomasz Rożniatowski: Największym wyzwaniem było to, czy sobie poradzę w trudnej sytuacji: ostrzał bazy, wymiana ognia z przeciwnikiem, śmierć kolegi. To była moja pierwsza i zarazem ostatnia misja. Jechałem tam bez takich doświadczeń, więc nie wiedziałem, jak to wszystko wygląda. W trakcie IX zmiany były różne sytuacje, naprawdę ciężkie, ale udało się z nimi poradzić. Pierwszy ostrzał, wymiana ognia i tak dalej, to było ciężkie lato.
A jak misja wpłynęła na mnie? Bardzo mnie zmieniła, nie chodzi tylko o to, że straciłem rękę, ale że trzeba było szybko wejść do tego świata, jaki często pokazują wojenne filmy. Tylko tym razem to nie był film. Niektóre obrazy zostaną do końca życia. Po powrocie bardziej doceniam to, co mam, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie koniec.
Strata ręki to dla wielu niewyobrażalny cios. Jak wyglądała Pana droga od momentu wypadku do momentu, gdy zdecydował się Pan wrócić do sportu i ogólnej aktywności?
Droga była bardzo trudna, opisuje wszystko w książce. Mógłbym usiąść i się nad sobą użalać i tkwić w jednym miejscu, albo pozbierać się i zająć czymś pozytywnym i pożytecznym. Nie powiem, że zawsze było dobrze, bo miałem zaraz po tym wydarzeniu ciężki okres, ale trzeba było się otrząsnąć i iść dalej. W tym wszystkim pomógł mi sport. Różny: od prostych takich jak bieganie, pływanie, jazda na rowerze aż po paraolimpijską odmianę taekwondo, w którym to startowałem w turnieju kwalifikacyjnym do Igrzysk Olimpijskich.
We wtorek 5 listopada premiera książki „Walkę mamy we krwi”, która opowiada o pasji, walce i odradzaniu się na nowo. Co skłoniło Pana do jej napisania?
Kiedyś z „Doniem” graliśmy na gali sportów walki pod tą samą nazwą, co książka. Mamy takie zdjęcie, jak stoimy na scenie, i po tej gali mówię: zobacz Dominik, dwóch weteranów, jeden sceny muzycznej, a drugi z Afganistanu. Fajna historia mogłaby z tego być.Minął jakiś czas, „Doni” zadzwonił i padł pomysł spisania wspólnie naszych historii. Okazało się, że dwa różne światy znalazły jednak wspólne historie, które mogą czegoś nauczyć.
Książka powstała wspólnie z Dominikiem „Doniem” Grabowskim. Jak wyglądały początki waszej znajomości? Co połączyło dwa odmienne światy i dwa różne charaktery?
W 2018 rozpoczął się „Projekt Wojownik”, który ma na celu aktywizować rannych żołnierzy do aktywności sportowej. Pomysłodawca płk Gluszczak zapytał mnie, czy nie chciałbym stworzyć utworu razem ze znanym muzykiem pod ten projekt. W pierwszej chwili wydawało mi się to mało realne, ale jednak udało się zrobić utwór, który ma prawie półtora miliona wyświetleń
Z „Doniem” zaczęliśmy łapać dobry kontakt, mieliśmy wspólne tematy. Nie tylko te służbowe, ale inne tematy, które dotyczyły mnie jak i jego. Dwa odmienne światy – tak, ale czy odmienne charaktery? Nie jestem do końca przekonany.
Jest Pan medalistą prestiżowych zawodów sportowych, takich jak Invictus Games i mistrzostwa w ampfutbolu. Otrzymał Pan także m.in. Buzdygan Polski Zbrojnej. Które z nagródy miały dla Pana szczególne znaczenie? Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas ich otrzymania?
Ciężko powiedzieć, które nagrody miały znaczenie, ponieważ każda dotyczy czegoś innego.
Złoty medal zdobyłem drużynowo, grając w siatkówkę na siedząco. To moja ulubiona dyscyplina, grałem też w siatkówkę przed utratą ręki. Mam też srebrny medal w ampfutbol – tu grałem na bramce, i w piłkę również grałem na bramce przed utratą ręki. To dyscypliny, które można trenować jako zdrowy człowiek, ale jak widać i niepełnosprawni też się świetnie w tym odnajdują. Taekwondo to dyscyplina indywidualna, a w takiej dyscyplinie zawsze chciałem zdobyć jakiś medal. Miałem szansę na igrzyska olimpijskie, ale niestety doznałem ciężkiej kontuzji, która musiała zakończyć się operacją.
Z koeli Buzdygan był dla mnie niesamowitą niespodzianką, bo całkowicie się jej nie spodziewałem, przyznano mi ją za to jak poradziłem sobie z przeciwnościami po misji w Afganistanie i za to, jak motywuje innych żołnierzy w służbie.
A emocje? Oczywiście pozytywne, choć wiadomo, że nie robię tego dla nagród. Są one efektem mojej pracy. Pracy o spokój, którego czasem brakowało.
Jak Pana doświadczenia z Afganistanu wpłynęły na Pana spojrzenie na życie i na relacje z innymi ludźmi?
Ciężko w jeden sposób na to odpowiedzieć, bo zaraz po wypadku w 2011 r. raczej byłem zdystansowany w stosunku do ludzi, czego nie można powiedzieć teraz. Lubię rozmawiać z ludźmi, żartować. Taki całkowity zwrot o 180°. Byłem bliski śmierci tego pamiętnego dnia, więc teraz szanuję czas i staram się go wykorzystać w pełni. Choć często zauważam, że niektórym to bardzo przeszkadza.
Stosunek do życia? Chcę tę szansę, jaką dostałem wykorzystać, szanuję to, co dostałem od losu. Niestety widziałem, ile warte życie było w Afganistanie. Na co dzień widać, że ludzie nie doceniają tego, że są tu i teraz, że są sprawni. Zauważają wartość dopiero, jak to stracą. Ja mimo braku ręki doceniam wszystko.
Co chciałby Pan przekazać innym osobom po ciężkich przeżyciach poprzez swoją książkę?
Myślę, że każdy, kto przeczyta znajdzie w każdej części coś dla siebie. Nie ma jednego przekazu, który mógłby zdefiniować całą książkę. W każdym etapie było coś, przez co trzeba było przebrnąć. Wiem, że wszystko jest po coś, i na wszystko przyjdzie czas, ale trzeba pamiętać, że ma się wybór. Praca nad sobą, czy osiąganie jakichś celów to wybór, tak samo jak tkwienie i rozmyślanie o ciężkich sytuacjach. One powinny być chwilowe i dawać nam naukę.
Jakie są Pana plany na przyszłość – np. w kontekście różnych projektów muzycznych czy też sportowych? Czy rozważa Pan kolejne książki lub inne formy wyrażania swoich doświadczeń?
Plany na przyszłość? Wiele razy coś planowałem, a wychodziło zupełnie inaczej, albo robiłem rzeczy, których nie planowałem, a okazywały się niesamowitym krokiem naprzód. Pewne rzeczy przychodzą naturalnie, nad innymi trzeba się trochę napracować.
Plany muzyczne jakieś są, i myślę, że niebawem ujrzą światło dzienne, a czy powstanie jeszcze jakaś książka? Nie mówię nie. Nie spodziewałem się, że uda wydać się „Walkę mamy we krwi”, więc niech kolejna też będzie zaskoczeniem.cha