Mocne słowa trenera KS-u Kutno. „Niech to będzie moją spowiedzią”

Na miesiąc przed startem wiosennych rozgrywek III ligi rozmawiamy z trenerem KS-u Kutno Dominikiem Tomczakiem. Nie brakuje mocnych słów dotyczących ostatnich miesięcy, infrastruktury piłkarskiej w naszym mieście, marzeniach o drugiej lidze i błędach, jakie zostały popełnione w rundzie jesiennej.

Na miesiąc przed startem wiosennych rozgrywek III ligi rozmawiamy z trenerem KS-u Kutno Dominikiem Tomczakiem. Nie brakuje mocnych słów dotyczących ostatnich miesięcy, infrastruktury piłkarskiej w naszym mieście, marzeniach o drugiej lidze i błędach, jakie zostały popełnione w rundzie jesiennej.

● Jak oceniasz rundę jesienną w waszym wykonaniu?

Rundę jesienną trzeba podzielić na dwa etapy. Pierwszy do 10 kolejki i naszego 3 miejsca w tabeli oraz od 11 kolejki do końca. Podsumowując to, jak ostatecznie ta runda się dla nas skończyła, jest pewien niedosyt. Ale tak szczerze, to jestem bardzo szczęśliwy i dumny z moich zawodników oraz sztabu, którzy naprawdę zasługują na słowa uznania, pochwały i szacunek. Brawa należą się też zarządowi na czele z moim tatą, że organizacyjnie wszystko wyglądało bardzo dobrze. Jestem też zadowolony, bo znów wszystkim znawcom piłki po prostu zamknąłem usta. Nie obrażam nikogo, tylko nie mam zamiaru nikomu już nic udowadniać. W 6 lat Kutno wróciło na poziom piłkarskiej trzeciej ligi i to nie tej sprzed lat, gdy MKS upadał, ale tej sprzed ponad 20 lat, gdzie wówczas było 8 grup trzeciej ligi. Zaraz znajdą się malkontenci, ale jestem przygotowany do rozmowy na argumenty, które rozgrywki były silniejsze.

- R E K L A M A -

● Jak oceniasz sytuację kadrową w rundzie jesienej? W pewnym momencie była wręcz katastrofalna. Wiosna będzie inna?

Już w sierpniu straciliśmy dwóch kluczowych zawodników. Najpierw problemy rodzinne wykluczyły Dawida Sarafińskiego na całą rundę, następnie po 5 kolejce wypadł nam Adrian Marcioch, z którym wiązaliśmy spore nadzieje na bramki.

- R E K L A M A -

Następnie doszły absencje za kartki i ten nieszczęsny COVID-19. W pewnym momencie doszło do takiej sytuacji, szczególnie w drugiej części rundy, że do dyspozycji mieliśmy dziesięciu, jedenastu w pełni zdrowych graczy. Na ławce znajdowali się zawodnicy wracający po drobnych urazach albo chorobach.

Teraz wiemy, że w wielu przypadkach ci zawodnicy nie mieli prawa wychodzić na boisko
i grać, a mimo to robili, bo chcieli pomóc. Trzeba też wziąć pod uwagę, że w 3 lidze zadebiutowało 8 zawodników. Do tego większość naszych podopiecznych, poza Bartkiem Bujalskim i Piotrkiem Kasperkiewiczem, nigdy nie grała na zawodowym poziomie.

- R E K L A M A -

● Co poszło więc nie tak, szczególnie w drugiej części rundy jesiennej?

Jest wiele wątków. Jednym z głównych jest na pewno doświadczenie i obycie z trzecią ligą. Nikt ze sztabu nigdy nie grał, ani nie pracował w piłkę na takim poziomie. Staraliśmy się wyciągać wnioski i uczyć się na błędach. Dopóki gra się układała i wygrywaliśmy, to nie było stresu, czy zbytniej niepewności i problemy kadrowe nie były tak odczuwalne w głowie. Wygrywasz, idziesz w górę tabeli, pokonujesz takie marki jak Polonię, Pelikana czy lidera z Grodziska Mazowieckiego. Czuliśmy się jak w raju i może to też nas, a w szczególności mnie zgubiło.

Sądziłem, że w końcówce będziemy z rozpędu łapać punkty, a my zaczęliśmy je z rozpędem gubić. Doszedł stres i brak poczucia pewności siebie, a kiedy się nam podwinęła noga, to nie wszyscy radzili sobie z presją. Z perspektywy czasu wiem, że za długo rozpamiętywaliśmy to co było, zamiast skupić się co poprawić, co zrobić by już tego nie było. Ja nie radziłem sobie z presją, stresem.

● Dlaczego? Zawodnicy mówią często, że masz nerwy ze stali.

Podkreślam, że dla mnie to była nowa sytuacji. Od kiedy zostałem trenerem I drużyny, to w IV lidze na 49 spotkań 34 wygrywaliśmy, 6 spotkań zremisowaliśmy i doznaliśmy tylko 9 porażek. 80% spotkań to nasze zdobycze punktowe. Prowadząc drugi zespół KS-u na 44 mecze zanotowałem 36 zwycięstw, 2 remisy i tylko 6 porażek. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się przegrać 2 spotkań pod rząd. A co dopiero przegrać 4 mecze? Braki kadrowe, koronawirus, stres, warunki treningowe i problemy prywatne, sprawiły, że zaczęło się źle dziać. Teraz wiem, że dostałem potworną lekcję życia. Ale jestem wdzięczny losowi, że mam to za sobą. Teraz mam czas, by przygotować się do wiosny.

Wracając do tych czterech porażek z rzędu, to te mecze mają swoją dramatyczną historię
i można byłoby napisać dobrą książkę. Przypomnijmy sobie, co działo się w spotkaniach
z Ursusem, Bronią czy Wasilkowem. Po tej niechlubnej serii pojawiały się głosy, że nie powinienem już prowadzić drużyny. Nie chowałem się wówczas po kątach, z pokorą znosiłem kolejną falę krytyki. Tylko która to już taka sytuacja? Da się to w ogóle policzyć?

Chciałem podkreślić, że rola Karoliny w moim życiu jest mega ważna. Dzięki niej trzymałem się i walczyłem. Wspierała mnie, pomagał i te wyniki to też jej sukces. Choć zapewne czasami miała mnie dosyć, to dziękuję jej. W końcu za sukces każdego mężczyzny odpowiada, jego ukochana.


● A jak zarząd zareagował na wyniki? Przecież często po takiej serii porażek, prezesi zwalniają trenerów.

Wiadomo, ze prezesem jest mój tata. Ale, tu pewnie zdziwię wielu, on od zawsze był sceptyczny mojej kandydaturze jako trenera. I tu nie chodzi o moje umiejętności, tylko to, że zaraz pojawiają się komentarze, że „tatuś i synek”. To krzywdzące. Tym bardziej że spójrzmy prawdzie w oczy: gdyby nie nasza rodzina i kilka bliskich nam osób, to gdzie dziś byłaby kutnowska piłka? (cisza). Gdy powstał KS Kutno i byłem prezesem, to nikt praktycznie nie wierzył we mnie
i moje słowa, że wrócimy do III ligi. A tu proszę, sześć lat i mamy to! Poprzedni klub potrzebował 10 lat, by po spadku z 3 ligi do niej powrócić. A my od zera w sześć lat!

Co jest receptą na sukces? Nie podejmujemy nerwowych ruchów. Moja misja pt. KS Kutno, jeszcze nie dobiegła końca. Jak uznam, że nie jestem w stanie pomóc drużynie, to odejdę. Nie jestem przyklejony do stołka. O to kibice nie muszą się martwić. Dobro klubu jest ponad wszystko. W końcu ten klub to moje dziecko, więc sam nie przyczynię się do jego zniszczenia.

● Czy wiosną można spodziewać się transferów?

Najważniejszym transferem jest pojawienie się w moim życiu uroczej brunetki Karoliny, o której wspomniałem. Oby to był „transfer” na zawsze! A tak już od strony czysto sportowej, jak już wspomniałem, niebawem ogłosimy nowe transfery. Trafi do nas kilku ogranych zawodników, by w kluczowych momentach na wiosnę nie zabrakło nam doświadczenia, wyrachowania i zimnej krwi. Przed nami wiele spotkań, więc stawiamy również na jakość przy transferach, a nie na ilość. Chcemy mieć krótszą, ale mocniejszą kadrę niż jesienią. Mamy obecnie wielu bardzo dobrych zawodników, którzy robią systematyczne postępy. Pierwsza runda wiele nas nauczyła. Teraz niech wiosną to doświadczenie zaprocentuje.

● Wiosna będzie nietypowa – pierwsze trzy mecze to dokończenie pierwszej rundy, a później podział na dwie grupy. Wydaje się, że pierwsze spotkanie z Legią może być kluczowe.

Bądźmy szczerzy: za wyniki drużyny odpowiadam ja. Myślę, że mój brak doświadczenia przyczynił się do tego, że końcówka nie wyglądała tak dobrze jak początek. Nie lubię gdybać, więc powiem prosto z mostu: aby myśleć o awansie do czołowej ósemki, musimy wygrać pierwszy mecz z Legią w Grodzisku, inny wynik nie wchodzi w grę. Następnie czeka nasz ciężki bój z Morągiem w Kutnie i mecz o wszystko w Skierniewicach z Unią. Bycie w najlepszej 8 gwarantuje nam automatyczne utrzymanie w 3 lidze.

Inny scenariusz może być taki, że znajdziemy się w pozostałej części stawki i będziemy walczyć o pozostanie w lidze. A to wcale nie będzie łatwe, bo osiem drużyn na pewno opuści III ligę, a ta liczba może się powiększyć w przypadku spadku z II ligi Pogoni Siedlce, Znicza Pruszków czy Olimpii Elbląg, które są w dolnych strefach.

A trzeba pamiętać, że my jesteśmy beniaminkiem. Przed sezonem skazywano nas na pożarcie i o to, że będziemy pałętać się w dole ligowej drabinki. Tymczasem do pewnego momentu, o czym wspomniałem wcześniej, byliśmy jedną z najlepszych ekip. To, co działo się później to, nazwijmy „zapłata frycowego”. Dla sztabu szkoleniowego było to zupełnie nowe wyzwanie, uczyliśmy się. Teraz robimy wszystko, żeby wyciągnąć wnioski i wiosną nie popełnić błędów.


● Wspominasz, że jesteście beniaminkiem, ale w pewnej chwili wśród kibiców zaczynały pojawiać się marzenia o II lidze.

Sport to pieniądze. My jesteśmy jednym z biedniejszych klubów w III lidze. Dla przykładu – to dane z kuluarów, których nie da się potwierdzić, taka Pogoń Grodzisk Mazowiecki dysponuje budżetem powyżej 2 milionów złotych. Polonia Warszawa dysponuje około 4 mln złotych. Te kwoty robią wrażenie. A my? Aż wstyd mówić, ile mamy.

Żebyśmy mogli myśleć o II lidze (awansie i utrzymaniu się), to musielibyśmy dysponować takim budżetem jak kutnowscy koszykarze, gdy rywalizowali w Tauron Basket Lidze. Myślę, że 2,5 miliona złotych by wystarczyło. W tej chwili II liga pod kątem finansowym jest nierealna! W czasach, gdy MKS Kutno grał w III lidze, miał o wiele większy budżet (dotacje, sponsorzy), niż my teraz. A pomyślmy, co siedem, osiem czy dziesięć lat temu mogliśmy kupić za sto złotych, a co kupimy za to teraz. To są w ogóle inne realia. Trzeba przestać żyć przeszłością, bo czasy MKS-u, czyli krainy miodem i mlekiem płynącej dawno się skończyły.

I często się o tym przekonujemy. Z drugiej jednak strony, pod kątem stricte sportowym, po odpowiednich wzmocnieniach składu i utrzymaniu kluczowych zawodników, w ciągu najbliższych 2 lat chcielibyśmy włączyć się do walki o II ligę. Nim to nastąpi, utrzymajmy najpierw 3 ligę i nie mówmy i nie myślmy o wyższej lidze.

● A czym jeszcze, poza finansami, odstajemy od pozostałych 3-ligowych drużyn?

Mamy ładny stadion, którego wiele drużyn kiedyś nam mogło zazdrościć, ale prawda jest taka, że obiekt teraz nie spełnia wymogów drugoligowych. Dla niektórych to może być szok, ale taka jest prawda.

Kutno to zaścianek pod kątem profesjonalnej infrastruktury treningowej. Jesteśmy jednym z nielicznych klubów, który nie dysponuje pełnowymiarowym boiskiem ze sztuczną nawierzchnią. Przecież to jest wstyd dla miasta, że od 20 lat nie można wygospodarować pieniędzy, by wybudować takie boisko. Za parę dni jedziemy do Torunia na sparing – tam na boisku pełnowymiarowym jest tzw. balon za 2,5 miliona złotych. Zatem, czy jest śnieg, czy wieje, czy jest minus 10 stopni na zewnątrz dzieciaki i dorośli mogą trenować w świetnych warunkach.

A my w Kutnie, co możemy zrobić? Bieżnia, bieganie, siłownia. Jak zima trwałaby 3 miesiące to jak mamy się przygotować do rozgrywek? Ludzie wymagają 2 ligi, a infrastruktura jest na ligę okręgową. Jest za mało boisk na tyle drużyn i grup młodzieżowych. Łowicz, Skierniewice, nawet Żychlin mają boiska ze sztuczną murawą. Za rok będą mieli tam oświetlenie. A u nas? Szkoda gadać.

Potrzebne jest też oświetlenie z prawdziwego zdarzenia na bocznym boisku, bo teraz po zmroku naprawdę momentami ciężko się trenuje. Po prostu nie widać piłki! Dlaczego też przez tyle lat nie da się zamontować jupiterów na głównej płycie? Kutno to takie miasto, gdzie słowo NIE słyszę najczęściej. Tutaj wiecznie nic się nie da, wszędzie jest problem. •

- R E K L A M A -

Polecamy:

Nie przegap: