reklama
reklama

O magii pomagania i sile kobiet. Ewelina Lewandowska w Panoramie Rozmów

Ewelina Lewandowska to osoba, która udowadnia, że jedno serce pełne pasji potrafi poruszyć mnóstwo osób. Jej zaangażowanie w akcje charytatywne, takie jak ostatnie „Mikołajki w Szpitalu”, inspiruje i pokazuje, jak wielką siłę ma wspólne działanie. W rozmowie opowiada o kulisach tej pięknej akcji, najbardziej wzruszających momentach i Kutnowskim Klubie Kobiet.

- R E K L A M A -

Łukasz Stasiak: Za nami „Mikołajki w Szpitalu” – piękna akcja, która odbiła się szerokim echem w naszym regionie. Co było impulsem do współorganizowania tej akcji i jakie emocje Ci towarzyszyły?

Ewelina Lewandowska: Mikołajki w szpitalu wpisały się już na stałe w mój kalendarz działań, a mam nadzieję, że będą odbywać się systematycznie. W zeszłym roku zgłosiłam się do pani Pauliny z chęcią pomocy przy akcji, wtedy też poznałam dwie tegoroczne współorganizatorki – Kasię Wojtalik i Paulinę Wiśniewską. W tym roku podjęłyśmy się tego wyzwania we trzy, ale miałyśmy również wsparcie zaprzyjaźnionych osób. Impulsem do działania w szpitalu była dla mnie wdzięczność dla pracowników oddziału pediatrycznego w Kutnie, którzy wielokrotnie pomogli moim synom w trudnych sytuacjach, okazując ogromne zrozumienie i serce. Dodatkową motywacją było sprawianie radości najmłodszym – ich uśmiech to najlepsza nagroda.

- R E K L A M A -

Jeśli chodzi o ZOL, w tym roku, za namową dziewczyn, po raz pierwszy od wielu lat odwiedziłam to miejsce. Wcześniej unikałam go, ponieważ ostatnie chwile spędziła tam bliska mi osoba. Przyznam, że pomijałam temat tego oddziału. Jednak po wejściu na miejsce byłam pozytywnie zaskoczona. Poznałam wspaniałą panią kierownik, która z całych sił stara się stworzyć pensjonariuszom domowe warunki. Zobaczyłam, jak bardzo ci ludzie potrzebują obecności drugiej osoby – to właśnie było największą motywacją, by wesprzeć ich oddział. Emocje były ogromne – od stresu przed przemówieniem przy wszystkich gościach, po łzy szczęścia. Weszłam na oddział z paczką chusteczek w kieszeni!

ŁS: Jak udało się zmobilizować tak szerokie grono darczyńców i wolontariuszy do pomocy?

EL: W akcję zaangażowała się cała masa mieszkańców Kutna i okolic. Dziś internet to najlepszy sposób na dotarcie do ludzi. Wielu darczyńców zgłaszało się samodzielnie, bo w naszym mieście naprawdę są osoby o wielkich sercach. W przypadku firm razem z dziewczynami wysyłałyśmy e-maile, czasem dzwoniłyśmy. Znajomi często żartują, że „gdzie diabeł nie może, tam mnie pośle” – i chyba jest w tym sporo prawdy.

- R E K L A M A -

Czy masz momenty wzruszenia lub szczególnie zapadające w pamięć chwile podczas ostatniej akcji lub poprzednich przedsięwzięć?

Najbardziej wzruszający moment był związany ze świętym Mikołajem. Ustaliliśmy, że zaczynamy od dzieci na pediatrii, ale nasz Mikołaj przez pomyłkę poszedł najpierw na ZOL. Szybko go zawróciłam, lecz zauważył go przez szybę starszy pan na wózku. Przez pół godziny czekał przy choince z nadzieją, że Mikołaj wróci. Gdy weszliśmy ponownie na oddział, ten pan zaczął płakać i mówił, że nie wierzy, iż ktoś o nim pamiętał. Wszyscy płakaliśmy razem z nim – długo nie mogliśmy dojść do siebie.

Zapadła mi w pamięć również wizyta w schronisku „Cztery Łapy”. Nie będę zdradzać szczegółów, ale każdy, kto był, widział, ile miłości dostają te zwierzęta od swoich opiekunów.

Od czasów szkoły angażuję się w wolontariat. Brałam udział w zajęciach z Fundacją Aktywnej Rehabilitacji, uczestniczyłam w WOŚP, a z koleżankami z pracy organizowałam zbiórki – np. dla babci mieszkającej z wnuczkiem. Wszystkie te chwile są wzruszające, ale tegoroczna akcja w ZOL pozostanie mi szczególnie bliska.

Wróćmy do początku – jak rozpoczęła się Twoja przygoda z charytatywnymi akcjami?

Jeszcze w liceum odebrałam swój pierwszy dyplom wolontariusza roku. To było ogromne przeżycie i marzę, by kiedyś powtórzyć to doświadczenie. Chciałabym wziąć udział w WOŚP razem z moimi dziećmi. Odkąd zostałam mamą, zmienił się mój świat i ja sama. Teraz wiem, jak silne są kobiety i jak ważne jest wzajemne wsparcie.

Mój pięcioletni syn w zeszłym roku dostarczał ze mną paczki dla pogorzelców, przekazywał swoje zabawki dzieciom z Ukrainy i pomagał przy odbiorze darów na akcję szpitalną. Chciałabym zarazić go swoją pasją do pomagania.

Jesteś członkinią Kutnowskiego Klubu Kobiet. Opowiedz o tej inicjatywie.

Pomysł na założenie klubu pojawił się wiosną tego roku w głowie Moniki Zagrosik przy okazji realizacji projektu z mikrograntu. Widząc zapotrzebowanie na spotkania dla kobiet w naszym mieście, postanowiłyśmy założyć stowarzyszenie. Na razie działamy jako nieformalna grupa, ale od nowego roku zaczniemy realizować nasze plany. Grupę tworzą wspomniana Monika Zagrosik, Magdalena Kamela-Górska, Paulina Bagrowska, Natalia Trocha, Patrycja Sobiecka, Agnieszka Makuła, Karolina Lewińska i ja. Wkrótce będziecie mieli okazję lepiej nas poznać.

Jakie rady dałabyś osobom, które chciałyby zacząć działać charytatywnie, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Najważniejsze to się nie bać! Krytyka zawsze się pojawi – ktoś powie, że działasz na pokaz, ktoś inny spróbuje podciąć Ci skrzydła. Jeśli chcesz pomagać, nie oglądaj się na to, co mówią inni, tylko rób swoje. Wytrwałość w działaniach przynosi ogromną satysfakcję – pomaganie daje niesamowitą radość.

- R E K L A M A -

Polecamy:

Nie przegap: