W Łódzkiem bohaterowie noszą mundury – policyjne i strażackie. Zawsze można na nich liczyć, są tam, gdzie mieszkańcy potrzebują pomocy i niosą ją często z narażeniem swojego zdrowia i życia. W poniedziałek, 25 listopada, zarząd województwa podziękował im za wyjątkową odwagę, zaangażowanie i poświęcenie dla drugiego człowieka. Wśród wyróżnionych jest policjant z Kutna.
Łącznie zarząd województwa wyróżnił 59 osób, także honorowych krwiodawców, nagradzanych sportowców czy opiekunów drużyn dziecięcych i młodzieżowych. Każdy z nich w ciągu ostatniego roku udowodnił, że nie trzeba nosić peleryny, żeby być bohaterem.
– To Państwa zasługa, że my czujemy się bezpiecznie, ale wiemy, że ta służba to dla Was ogromne wyzwanie, bo często wiąże się z niebezpieczeństwem. Bardzo Wam dziękujemy za to, że zawsze możemy na Was liczyć, a ostatni czas wielokrotnie pokazywał, jak jesteście potrzebni i jak ważna jest pomoc, którą niesiecie – mówiła marszałek Joanna Skrzydlewska, która w imieniu całego zarządu województwa dziękowała również rodzinom i bliskim nagrodzonych funkcjonariuszy i druhów. – To oni dają Wam siłę, abyście każdego dnia mogli wchodzić tam, skąd my uciekamy. Jesteśmy z Was bardzo dumni i życzymy Wam zawsze szczęśliwych powrotów do domów. Nie zmieniajcie się, kochajcie to, co robicie, bo to nie jest tylko Wasza praca, ale przede wszystkim misja i pasja.
Wśród nagrodzonych funkcjonariuszy jest sierż. Piotr Piłatowski z Komendy Powiatowej Policji w Kutnie. We wrześniu tego roku zadziałał jak strażak ratując z pożaru starszego mężczyznę. 1 września 2024 roku jadąc na służbę w miejscowości Adamowice zauważył budynek mieszkalny z przylegającymi do niego garażami, z których wydobywały się płomienie, a dym wdzierał się do domu. Wszedł do środka, wyprowadził starszego mężczyznę i zawiadomił służby ratunkowe.
– Zauważyłem kłęby dymu i ogień, byłem akurat w drodze na służbę i postanowiłem podjechać. Zauważyłem mężczyznę, który stał w ganku. Przetransportowałem go w bezpieczne miejsce, pod opiekę sąsiadów. W trakcie wykonałem telefon do mojego dyżurnego i udałem się z powrotem do budynku, sprawdzić, czy nie ma tam innych osób. Wyłączyłem bezpieczniki i główny zawór w kotłowni gazu, bo było tam ogrzewanie gazowe – opowiada skromnie o swojej akcji.
własne/lodzkie.pl